Pierwszy rok w pigułce


Rok. Tyle zajęło mi ogarnięcie się życiowo. Rok. To był jeden z najdziwniejszych lat w moim życiu, które niedługo będzie trwało równe 27 lat.

To był bardzo pracowity rok. I smutny. I ekscytujący. Nawet nie wiem jak to opisać.

Może zacznę od Kirkland i mojej host rodziny. Początki były super. Spędziłam z nimi dużo fajnych chwil, moje urodziny były mega, dostałam od hostów bilet na koncert Eda Sheerana. Także super. Pokazywali mi okolice, często wychodziliśmy razem. Wszystko zaczęło się psuć w Memorial Day weekend, kiedy dziadkowie, matka i ja byliśmy w domu, a ja pracowałam. To wtedy się zorientowałam, że oni podchodzą do tego tak, że skoro mi zapłacili, to ja muszę wyrobić te 45h. Nieważne, że to nie ma sensu. Oprócz tego, to wtedy doszłam do wniosku, że oni nie lubią z tym dzieckiem spędzać czasu w ogóle, bo jego zachowanie czasami pozostawia wiele do życzenia, ale oni nawet się nie starają nad tym pracować. Także po tamtym weekendzie przestało mi zależeć. Każda moja sugestia kończyła się tym, że ja robiłam swoje a oni swoje. Także do niczego to nie prowadziło.
Nigdy nie pojechaliśmy do Kanady, mieliśmy pojechać na wcześniej wspomniany Memorial Day weekend, ale bilety były za drogie, ale jak hostka sama z dzieckiem tam leciała, to siedziała w pierwszej klasie, także podwójne standardy. Teraz jak o tym myślę, to się cieszę, że ta to się potoczyło, bo na bank musiałabym pracować w ciągu tygodnia, mimo, że tyle osób byłoby w stanie się zająć tym dzieckiem. Kiedy hości wyjeżdżali na jakieś wakacje, to przyjeżdżali dziadkowie i ja z nimi siedziałam i zajmowałam się dzieckiem, bo rodzice muszą od niego odpocząć przecież.
Miały miał iść do szkoły, chociaż na kilka godzin w ciągu tygodnia. No ale jest za drogo, także ja mam go uczyć liczyć i czytać. Problem w tym, że ja nie jestem nauczycielką.
Żeby nie było, że aż tak narzekam, to muszę powiedzieć, że zawsze mi za wszystko dziękują i proszą, bez wymuszenia. Samochód mam praktycznie dla siebie, już nawet nie pytam czy mogę czy nie. Mogłam nawet wziąć samochód na wyjazd do Portland, OR i Vancouver, BC.
Ja po Memorial Day weekend wiedziałam, że nie chcę z nimi przedłużyć, ale byłam otwarta na dialog i jeśli miałoby się kilka rzeczy zmienić, to mogłabym zostać. Jednego wieczoru poinformowali mnie, że nie chcą ze mną przedłużyć, bo "chcą zmiany kultury". Ulżyło mi, nie powiem, ale to ja chciałam podjąć tę decyzję.
Kirkland jest super. Blisko do Seattle, jezioro, ładne widoki. Nie ma na co narzekać.

Znajomi. Ja nie lubię za bardzo szukać znajomych na siłę. Fajnie jest czasami z kimś wyjść pogadać czy coś, ale ja lubię swoje towarzystwo. Mam jedną koleżankę z Brazylii, która była ze mną na orientation i mieszka w Seattle. Kiedy tu przyjechałam poznałam Joannę z Mazur, zaprzyjaźniłyśmy się mega szybko i aż do jej wyjazdu w lipcu byłyśmy nierozłączne. Joanna wyjechała i przyjechała inna Polka, Gabriela. Spędzamy razem czas, ale bez przesady. Nie mogę pominąć moich psiapsiół z San Diego. Kamila i Paulina są boskie. Zaczęłam tutaj randkować. Poznałam Jordana, Amerykanina, z którym spotykam się od kilku miesięcy.

Wyjazdy. Byłam mega zapracowana w tym roku i uważam, że to wpłynęło na fakt, że mało widziałam. Kiedy miałam wolne to po prostu odpoczywałam, bo mały jest męczący. Pojechałam do Portland, Vancouver, Nowego Orleanu, Los Angeles, San Diego, San Francisco, na Kubę. Niezbyt oszałamiająco.

Straszne rzeczy. Na początku lipca złamałam nogę. Pojechałyśmy z Joanną na camping no i niestety stało się jak się stało. Najlepsze jest to, że przez pierwszy tydzień pracowałam normalnie, bo nie wiedziałam, że jest złamana, myślałam, że może tylko bardzo niefortunnie skręcona. Moja rodzina nie miała problemu, żeby w takim stanie zostawić mnie z małym.
W lipcu także zmarł mój tata. To był szok i naprawdę ciężko mi o tym rozmawiać. Nie pojechałam do domu na pogrzeb, bo stało się to na tydzień przed moim wyjazdem na Kubę, za który już miałam zapłacone kupę kasy. Podeszłam do tego z chłodną głową i postanowiłam nie jechać. Czasami żałuję. Ale teraz to już nie ma znaczenia. Moja host rodzina niby podeszła do tego ze współczuciem, ale hostka w rozmowie z jakimś tam współpracownikiem, mówiła, że nie ma z kim zostawić dziecka. Takim chamskim tonem. To tyle jeśli chodzi o współczucie.

Drugi rok. Chciałam się przeprowadzić na wschodnie wybrzeże, bo tutaj już wszystko widziałam. Znalazłam rodzinkę z Filadelfii. Trójka dzieci w wieku szkolnym, praca 6.30-8.30 i 15-18. Także mega dużo czasu wolnego w ciągu dnia, samochód do dyspozycji. Wydają się naprawdę super, ale wiadomo, jak się człowiek raz sparzył, to już jest bardziej ostrożny.

Tak mi minął ten rok:










































Obiecuję systematyczność na drugim roku :)

Do następnego!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zmiana planów

Pierwsze dni w Pensylwanii i urodziny w New York New York

Zakupowe, stresowe, Oscarowe szaleństwo