Aplikacja PROWORK

Moja przygoda z przygotowaniami do wyjazdu rozpoczęła się od poszukiwań agencji. Wiedziałam, że na tak daleki wyjazd, do kraju z którym nasza historia wizowa nie jest kolorowa, nie ma co wymyślać i jeździć na własną rękę. Internet poszedł w ruch i przeglądałam wszystkie agencje polskie specjalizujące się w organizacji wyjazdów AuPair. Zdecydowałam się na Prowork, w sumie sama nie wiem dlaczego. Wszystkie agencje miały podobne opinie i cenę, ale na coś musiałam się skusić. Czy wybór był dobry okaże się pewnie po powrocie do kraju, bo oprócz samych przygotowań do wyjazdu i jego organizacji, ważna, jak nie najważniejsza, jest opieka biura już tam na miejscu. USA to dla mnie taki kraj, żeby nie powiedzieć egzotyczny, pod względem prawnym, że pomoc agencji będzie tu decydująca.

Cała procedura rozpoczyna się od zalogowania na stronie Prowork i wyrażeniu chęci do wyjazdu. Można sobie wybrać kraj/kontynent/program z jakiego chcielibyśmy skorzystać, oni zajmują się nie tylko USA. Potem odbywa się krótka rozmowa telefoniczna, po której drukuje się umowę podpisuje i wysyła do biura oraz wpłaca pierwszą ratę opłaty. Generalnie oni mają tam jakieś swoje terminy, że od dnia podpisania umowy mamy 2 tygodnie na skompletowanie aplikacji, u mnie było to trochę rozjechane, bo wyjeżdżam dopiero we wrześniu, dlatego moje konto było gotowe dopiero po dwóch miesiącach. Nawet jakbym miała wyjechać na dniach to 2 tygodnie na skompletowanie dokumentów jest dla mnie niedorzeczne, szczególnie referencji, gdzie ja chodziłam za tym miesiąc, bo ludzie mają urlopy, wyjeżdżają.

Machina rusza i lata się za papierami. Nie ma w ogóle sensu podchodzić do tego jak nie posiada się prawa jazdy. Wyjazd do Stanów bez 'prawka' się po prostu nie odbędzie, a lepiej najpierw jest zrobić prawo jazdy a dopiero potem zgłosić chęć wyjazdu, bo wszyscy będą się tylko denerwować. Z paszportem jest lepiej, bo ostatnio czeka się na niego nawet 2 tygodnie, więc na spokojnie można sobie to załatwić. Dokument określający stan naszego zdrowia może być też czasochłonny, wiadomo u nas ze służbą zdrowia jest różnie i nie wiadomo kiedy się zapiszemy do lekarza, bo samo wypełnienie jest krótkie i bezproblemowe.

Jak już wspomniałam, mi najwięcej czasu i nerwów kosztowały referencje oraz zdjęcia. Z referencjami jest taki problem, że ludzie się przeprowadzają/pracują/wyjeżdżają i ciężko jest się z nimi umówić na chwilę, żeby wypełnić dokumenty. Później okazało się, że to wcale nie było potrzebne na już, bo samemu się wprowadza dane na stronie amerykańskiej agencji a potem osoby z referencji potwierdzają to mailowo, ale nikt mi o tym nie powiedział. W każdym razie chciałam, aby te referencje były przejrzyste i wiarygodne, bo z nimi bywa różnie. Kiedyś czytałam na jakimś blogu osoby, która pracuje w takiej agencji i pisała ona, że większość referencji jest nieprawdziwa. Moje do nich nie należą, więc nie mam się o co martwić. W ogóle to agencja polska dzwoni do osób wystawiających referencje i pyta o to czy faktycznie dana osoba opiekowała się dziećmi i czy można ją polecić jako aupair.

Gorzej było ze zdjęciami. Agencja amerykańska wymaga 10 zdjęć do albumu plus jedno jako profilowe. Większość z dziećmi i dość dobrej jakości. Nie jest dla mnie normalne, że jak zajmujesz się dzieckiem to robisz sobie z nim sweetfocie. Dlatego nie mam zdjęć z dziećmi, którymi się opiekowałam, bo nie w głowie mi było fotografowanie, jedyne takie zdjęcia to pamiątki z wakacji z moimi siostrzeńcami. Uzbieranie 10 zdjęć graniczyło dla mnie z cudem, ale się udało. Dodatkowo można/trzeba (dalej nie wiem czy będę musiała to robić) nagrać krótkie wideo o sobie. Na youtubie jest pełno filmików tego typu, które można sobie obejrzeć i stworzyć coś podobnego, o ile nie jest się typowym komputerowym beztalenciem, którego jedyną umiejętnością jest zalogowanie na facebooka i inne portale społecznościowe. Szczerze mam nadzieję, że mnie to ominie i nie będę musiała tworzyć wideo, bo samo siedzenie i gadanie o sobie jest nudne, a montaż to dla mnie wyższa szkoła jazdy.

Sama komunikacja z agencją przebiega bardzo dobrze. Najbardziej "gorący" jest czas kiedy należy skompletować aplikację. Wtedy pani dzwoniła do mnie niemalże codziennie, co bywało męczące, szczególnie jak jechałam sobie autobusem na krótkim wypadzie do Szkocji lub na siłowni. Głupio mi było nie odebrać, ale moje sapanie do telefonu pewnie nie było najprzyjemniejszą rzeczą jaką pani słyszała w słuchawce telefonu.

Po trudnych dwóch miesiącach w końcu udało mi się skompletować wszystkie dokumenty, aplikacja została sprawdzona przez Prowork i wysłana do agencji amerykańskiej. I rozpoczyna się czekanie. Ja jestem właśnie na takim etapie, wczoraj dostałam zaproszenie na Interview o którym napiszę więcej po samej rozmowie.

Tymczasem przez przypadek znalazłam widok z mojego okna w Hiszpanii, kiedy byłam pierwszy raz aupair. Piękne wspomnienia.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie Europy, przywitanie Ameryki

Czy ze mną jest coś nie tak?